Kloca z umiarem poleciłbym jako część przygotowań do zawodów drużynowych.
Jako gra zespołowa uczy obserwowania poczynań partnera i dostosowywania własnej taktyki do potrzeb drużyny. Wielu zawodników nie potrafi odróżnić ligi od turnieju indywidualnego i grają w obu przypadkach tak samo, czyli starają się np. uzyskać jak najlepszy wynik rankingowy.
W drużynie trzeba czasami poświęcić własny interes, bo jeśli jedyną szansą na wygranie finałowego meczu jest ryzykowne "wyciskanie" wygranej w równej pozycji (co przy przeholowaniu kończy się często porażką), to trzeba to ryzyko podjąć i nie patrzeć, że można na tym stracić ileś tam "oczek".
Nie zawsze można skonsultować taką decyzję z kapitanem, ponieważ może on również grać. Wtedy trzeba samemu ocenić sytuację na pozostałych szachownicach i wyciągnąć wnioski. Kloc (oczywiście pod warunkiem, że nie klepany bezmyślnie) wyrabia nawyk oglądania pozycji kolegów, kontrolowania wyniku drużyny, a nie tylko własnej deski
Niejednokrotnie przyjmowałem remis wbrew własnemu temperamentowi, bo to dawało drużynie pewne zwycięstwo (albo remis), a ewentualna strata przeze mnie tej pewnej "połówki" mogłoby doprowadzić do niekorzystnego wyniku końcowego.
Dodam tylko, że nigdy nie trenowałem dzieciaków, więc moja ocena może w ogólnym przypadku nie być słuszna. Jest to moje subiektywne odczucie z własnego doświadczenia z klocem i wieloletnią grą w lidze. Będąc juniorem miałem na pewno bardziej egoistyczne podejście i nie dostrzegałem zbytnio różnicy między turniejem indywidualnym a drużynowym - przecież w obu przypadkach grałem bezpośrednio z jednym przeciwnikiem i chciałem go zniszczyć (właśnie zniszczyć, nie tylko pokonać, bo od dziecka byłem psychicznym sadystą i dlatego tak mi się spodobały szachy - za juniora doprowadzałem przeciwników do płaczu, a w starszym wieku do tępego przygnębienia albo wkurzenia na samego siebie

)